Ciekawe artykuły nie rodzą się przypadkiem.
Ten popełniłem, ponieważ:
1. Podróżuję (od kołyski marzyłem o podróżach).
2. Spotkałem ciekawych ludzi (a jakich miałem spotykać, skoro zawsze chciałem podróżować?).
3. Przeżyłem nietypowe sytuacje (a jakie miałem przeżyć, skoro zawsze chciałem podróżować i spotykać ciekawych ludzi?).
4. Chcę opowiedzieć o ciekawych ludziach, których spotkałem i nietypowych sytuacjach, jakie przeżyłem, będąc w podróżach, o których marzyłem od kołyski…
Na moje szczęście, wszystkie niezbędne szlify zdobyłem w zawodzie, który ma pasję podróży wliczoną w pracę.
Zgadnijcie, jaki to zawód?
Różnie o nas mówią. Wiele fałszywych i prawdziwych pogłosek narosło wokół naszej profesji w ostatnich latach.
Różne mity o nas krążą. Faktycznie, to my krążymy, w każdym mieście, każdej wiosce, w każdym kraju, na wszystkich kontynentach, nawet wówczas, gdy ludzie śpią.
Różnie nas nazywają. Ja nie nazywam jednoznacznie swojego zawodu, bo robię to, co lubię. Podróżuję. Zamknięcie opisu mojej profesji w dwóch – trzech słowach byłoby zbyt ubogie, jak na bogactwo mojej aktywności. Co robię? Spotykam ludzi. Rozmawiam z nimi, odpowiadam na pytania, pomagam rozwiązywać ich problemy. Przekazuję wieści z zewnątrz, wysłuchuję opowieści z różnych światów. Planuję czas i działania, rozliczam skuteczność. Mam swoje zwycięstwa i porażki. To jest piękne!
Kim jestem?
Sprzedawcą. Handlowcem. Doradcą.
Jeden z moich wiernych Klientów nazwał mnie kiedyś “naganiaczem”. Do dziś mamy z sobą niezły kontakt.
Niezależnie od nazewnictwa, podróżuję.
Tekst, który czytacie, jest pilotem serialu pod tytułem “NAJLEPSZA TRZYNASTKA PRZYSTANI DLA MOBILNYCH”, opublikowanym przeze mnie po raz pierwszy na portalu ZawodowiSprzedawcy.pl , prowadzonym przez prawdziwych pasjonatów sztuki sprzedaży. Polecam!
W kolejnych czterech odcinkach artykułu podzielę się z Wami moimi osobistymi wrażeniami z najlepszych miejsc noclegowych, w których byłem i bywam nadal, podróżując zawodowo. Odkąd zaświtała we mnie myśl stworzenia własnej www, zawsze chciałem to zrobić – podzielić się z innymi moim doświadczeniem hotelowego życia. Niektóre historie są zwyczajne, inne tylko interesujące, jeszcze inne arcyciekawe.
Gdzie są nowi ludzie i nieznane okolice, tam zawsze jest ciekawie. Egzotyczne sytuacje mogą się zdarzyć nawet pod własnym płotem… W 2007 odwiedziłem jeden z hoteli we Wrocławiu.
Do dziś pamiętam uśmiech, z jakim przywitała mnie pani na recepcji – jaśniejący, słodki, SZCZERY. W tej kolejności i z tym natężeniem. Było w tym uśmiechu coś tak przekonującego, że zostałem na noc (w hotelu, nie u pani) i zniosłem bez szemrania narastająco napotykane hotelowe niewygody, a było ich więcej, niż kilka.
Wiedziony doświadczeniem, miesiąc później ponownie tam zawędrowałem. Pani z uśmiechem już nie spotkałem, przeżyłem natomiast najciekawszą, jak do tej pory, hotelową gafę.
Dwukrotnie zmieniałem pokój, gdyż nie pasowały mi warunki. W trzecim pokoju wreszcie odsapnąłem. Położyłem się na chwilę, wstałem wziąć prysznic i nagle słyszę szczęk klucza w zamku. Do pokoju wtarabania się gość z walizami. Popatrzyliśmy najpierw na siebie, po obu stronach futryny (nie było, jak w “Misiu”, bo gabaryty mieliśmy facjatowo i cieleśnie różne), później na numery naszych rezerwacji, i zdębieliśmy.
Okazało się, że pani z recepcji pogubiła się w kluczach i je zdublowała. Mimo przeprosin, podziękowałem wówczas za usługę i z lekkością serca opuściłem ten obiekt. Do dziś mam ten przypadek w pamięci, bo, po pierwsze, sytuacja była komiczna i nieźle się uśmiałem, a po drugie, wciąż fascynuje mnie fenomen uśmiechniętej pani, której już nigdy więcej nie zobaczyłem, bo nigdy więcej tam się nie pojawiłem.
Jak wielka jest potęga uśmiechu i że sam uśmiech nie wystarczy – polecam pod rozwagę nie tylko menedżerom obiektów hotelarskich!
Pozostanę na chwilę w tym mieście. Wrocław jest, pod względem hotelowym, beznadziejny.
Są tu wyłącznie trzy kategorie hoteli: drogie, byle jakie i hotele-widma (tzn. takie, o których słyszałem, że istnieją i że są dobre ale nigdy nie udało mi się dodzwonić albo znaleźć wolnego pokoju).
W “drogich” (od 350 zł wzwyż) bywałem ale, żeby je ocenić, musiałbym otworzyć nową podkategorię, więc nadmienię jedynie, że są one nierówne. Najistotniejsze zarzuty z mojej strony to różne standardy pokoi za tę samą cenę, niestabilna obsługa i niesamowicie zmienna amplituda cen, zależna od kaprysów sezonu.
“Byle jakie” to, w dużym skrócie myślowym, hotele za 200 PLN lub więcej, ze standardem za 130 zł, nie starające się nawet nadrobić swoich braków chociażby super miłą obsługą. Po prostu, “bylejakość”.
“Hotele widma” powoli tracą też dla mnie swój niedopowiedziany status. Niedawno udało mi się zarezerwować miejsce w jednej z takich legend i po 5 minutach zmieniłem kategorię na tę powyżej.
Szkoda, że Wrocławia nie stać na średnią, porządną klasę hoteli dla pracująco – podróżujących.
Kocham to miasto, spędziłem w nim lata studiów i pracy. Gdy po dłuższej przerwie zacząłem tu wracać w moim nowym mobilnym powołaniu, chciałem się gościnnie zadomowić. Bez skutku. Drogo lub byle jak. Sytuację tego miasta uratował, w moich oczach, tylko jeden magiczny hostel ale to moja bardzo subiektywna ocena, poza tym, dawno tam nie byłem. By zachować efektywność i komfort mojej pracy, staram się znajdować noclegi w innych podwrocławskich miejscowościach. Czas i koszty dojazdu rekompensują mi z nadwyżką przykry niesmak bazy noclegowej “w mieście”.
Już za tydzień umieszczę pierwszą część rankingu najlepszych hoteli w Polsce, w których miewam przyjemność gościć. Zapraszam do lektury!
Włodzimierz Cieślar
Najnowsze komentarze