Pałac Myśliwski Radziwiłłów w Antoninie miałem okazję odwiedzić po raz pierwszy przy okazji wycieczki klasowej w drugiej klasie liceum, czyli, hmmm… bardzo dawno temu, kiedy licea jeszcze istniały 😉 Spędziliśmy wówczas w pobliskich domkach nad jeziorem kilka aktywnych dni, poznając historię okolicy a jednocześnie historię polskiej kultury albowiem właśnie w tym miejscu przebywał w latach 1827 – 1829 sam imć Fryderyk Chopin.
Niespodziewanym trafem zdarzyło mi się kilka dni temu być w podróży służbowej w pobliżu, kiedy więc zobaczyłem na mapie Antonin, zaryzykowałem nocleg w Pałacu Myśliwskim, wiedziony chęcią odnowienia wspomnień z dawnych czasów. Piszę o ryzyku, ponieważ mimo, iż lubię stare zamki, pałace i klasztory, to rzadko w nich nocuję, gdyż z reguły nie oferują one optymalnych standardów dla podróży biznesowych. (Osobiście znam tylko trzy wyjątki, opisane zresztą na tym blogu.)
Jakie to standardy? Przede wszystkim wygodne miejsce do pracy (biurko, gniazdka, WiFi), dostępny parking, dobra kuchnia a i możliwość wypoczynku i regeneracji sił jest nie do wzgardzenia. Sprawdźmy, co w tej kwestii oferuje Pałac Myśliwski w Antoninie…
Pałac znajduje się bezpośrednio przy trasie krajowej nr. 11, w zaciszu leśnym. Dojazd jest wygodny i dobrze oznakowany. Niestety, parking znajduje się 80 metrów od głównego wejścia, co dla turystów multibagażowych (jak ja) może być nieco uciążliwe tym bardziej, że droga jest lekko piaszczysta.
Obsługa w recepcji jest przemiła i bardzo uczynna. Najpierw jednak trzeba znaleźć tę recepcję, która jest lekko ukryta za zakrętem przy schodach. Przemiła Pani prowadzi mnie na pokoje, które zlokalizowane są na galeriach I i II piętra pałacu, zaprojektowanego w niespotykany sposób. Fundamenty postawiono na rzucie ośmiokąta a pośrodku budowli wznosi się aż po sam strop kolumna dorycka.
(Możesz przewijać pomiędzy poniższymi slajdami, wciskając klawisze < > na skraju zdjęć.)
Wchodzę do pokoju. Jak mogłem się spodziewać, wita mnie 200-letnia atmosfera tych murów (pałac powstał w 1824 roku):
Przechodzę przez przedpokój i widzę mały i przytulny pokoik, z widokiem na park:
Wszystko w porządku, tylko trochę ciasno a przede mną jeszcze trochę pracy. Proszę więc miłą panią o zmianę pokoju na większy. Nie ma z tym oczywiście żadnego problemu. Zostałem oprowadzony po jeszcze dwóch innych komnatach; pokoju 2-osobowym i apartamencie. Tu trzeba wspomnieć o gradacji cenowej: pokój 1-osobowy kosztuje 170 zł, 2-osobowy: 190 zł a apartament: 250 zł. W sezonie wiosenno-letnim ceny wzrastają odpowiednio o ok. 20 zł wzwyż, ja załapałem się jeszcze na wariant zimowy. Biorę dwójkę!
(Możesz przewijać pomiędzy poniższymi slajdami, wciskając klawisze < > na skraju zdjęć.)
Pokój jest w porządku, z każdego rogu bije szacowna starość, dostojeństwo i minimalizm, jak na swój wiek przystało. Tylko łazienka wyłamuje się z tego schematu, wczesny wiek XXI 🙂
Jednego mi tu brakuje: wygodnych warunków do pracy. Połowę biurka zajmuje potężne pudło – kineskopowy odbiornik TV (ech, sentymenty, kto taki jeszcze ma w swoim domu?). Można jednak temu zaradzić, przekładając go na bok. Szukam gniazdek do podłączenia lapa: gniazdek brak. Z trudem docieram do jedynego gniazdka, obsługującego pudło TV, udało mi się włączyć wtyczkę!
WiFi na moim piętrze pracuje bez zastrzeżeń, mimo wcześniejszych obaw pań z obsługi.
Po godzinie pracy czegoś mi brakuje. Nie będę przecież siedział jak ten handlowiec i dziubał raporty w sposób pospolity, kiedy wokół taki kawał historii…
Na galerię!
No tu pracuje się o wiele lepiej. Wygodna kanapa, z dołu bije ciepło kominka a w powietrzu unosi się muzyka Chopina, w tym miejscu wszechobecna. Nawet nie wiem kiedy umknęła mi kolejna godzina…
Praca pracą a jeść trzeba. Schodzę na obiadokolację. Nie mogę oprzeć się intuicji, że w kwestii kuchni czeka mnie stara szkoła lat 80, czyli to, co za PRL’u normą bywało. Otwieram kartę dań. Przeważa kuchnia myśliwska (wszak myśliwski to pałacyk), cena za danie – od 50 zł wzwyż. Co tam, biorę kotleta za 30 (plus talarki ziemniaczane i buraczki)…
Trafiłem! Kotlet słusznie tłusty, podany z klasyczną zwiędłą pietruszką ale zaraz, zaraz… A jednak! Nowoczesność zawitała w te mury. Na kotlecie, oprócz jajka, kawałek łososia! Za PRL’u tak nie było.
Zjadłem ze smakiem, głodny byłem…
Potrzebuję wyprasować koszule, bo z domu wyjechałem w pośpiechu. Przemiła obsługa dostarczyła mi zestaw prasujący pod same drzwi. To miłe, dziękuję!
Dziś już chyba nic więcej nie zwojuję, pora spać. Jutro śniadanie i dalsza trasa. Chciałem wprawdzie skorzystać jeszcze z sauny ale okazuje się, że umiejscowiona jest w innej części budynku i żeby tam się dostać, trzeba wyjść na zewnątrz. Aż tak się nie poświęcę przy tym mrozie. Idę spać.
Przywitał mnie poranek, a w zasadzie świt, bo w pokojach brak jest zasłon, są tylko same firanki. Dla tych z was, którzy lubią dłużej pospać, zalecam zabranie z sobą oczoklapek 😉
Wyglądam przez okno, a tam Chopin.
Co zasługuje na szczególną uwagę, to siatki na komary w okiennicach. Bezcenna rzecz, zwłaszcza, że pałac znajduje się w środku lasu, blisko jeziora. Uznanie dla administracji!
Śniadanie podawane jest w gotowych zestawach (brak stołu szwedzkiego). Jest świeża jajecznica i kawa z ekspresu. Kto kocha prostotę, polubi i to.
Nic jednak nie zastąpi pięknych okoliczności architektury. Jeść śniadanie u stóp doryckiej kolumny, przy muzyce Chopina: bezcenne!
Pora jechać. Płacę i zabieram z sobą dużo dobrych wrażeń. Pałac w Antoninie nie jest być może hotelem dla biznesu, ze względu na ograniczone warunki do pracy ale miejsce to warte jest odwiedzenia z wielu innych względów. Zawsze też warto wesprzeć polską kulturę, wszak to muzeum właśnie! Polecam.
Do zobaczenia w trasie!
%
PRACA
- WiFi +
- biurko –
- gniazdka –
%
WYPOCZYNEK
- cisza +
- sauna +
- atmosfera +
%
KUCHNIA
- tłusta –
- śniadania –
- wystrój +
%
inne
- obsługa +
- okolica +
- kultura+
- OCENA KOŃCOWA: 85%
Zgadzam się z Panem,ładnie ze swadą opisane i prawdziwie.Miejsce godne polecenia,byłem tam wielokrotnie i mam takie same odczucia.Myślę że opisane telewizory już trafiły do lamusa.
Dziękuję za miły komentarz, Panie Karolu! 🙂
Co do telewizorów, nie używam ich prawie wcale podczas podróżowania (chyba, że gra akurat jakaś nasza drużyna 😉 ) ale opisałem te zabytkowe przedmioty dla tych podróżnych, dla których to ma znaczenie.
Swoją drogą, najwyższa pora odwiedzić znowu Antonin…