Władysław Golec – WSPOMNIENIA
spisane od 28 grudnia 1978 do 7 stycznia 1979.
Korekty, śródtytuły i komentarze – Włodzimierz Cieślar, wnuk.
Urodziłem się w Ślemieniu 14 grudnia 1904 r.
Mieszkaliśmy tylko w kuchni, bo tyle zdążyli rodzice dokończyć w nowo wybudowanym domu. Tatuś po wybudowaniu domu wyjechał do Ameryki, gdzie pracował na kopalni węgla.
Bywała u nas starsza dziewczyna Regina Zawiła, pochodziła z Krzeszowa, przez lato służyła u bogatszych gazdów a na zimę przychodziła do nas. Bardzośmy ją lubili. Jak nas mamusia chciała ukarać za jakie psoty, to nas broniła. Mówili na nią wszyscy „Staro Rejna” .
Miałem brata i siostrę. Brat był prawie o pięć lat starszy ode mnie, siostra o półtora roku starsza. Bratu było Franciszek a siostrze Anna na imię.
Tyle pamiętam, że był u nas sklep, zamykany w sieni na kłódkę. Mieliśmy skup jajek. Jajka układano do skrzyni warstwami, przekładano wiórami. Odbiorca raz chciał mamusię oszukać i naładował jedną warstwę więcej. Mamusia kazała przełożyć, okazało się, że jedną warstwę chciał oszukać. Odbiorca bardzo się złościł.
Raz jeden złodzieje dobierali się do sklepu, już okiennicę oderwali, mamusia zrobiła krzyk i złodzieje uciekli, bo i sąsiedzi się zlecieli. Potem mamusia i sąsiedzi podejrzewali złodziei ale nic nie mówili – nie złapali ich przecie.
W sklepie sprzedawała mamusia wódkę w pieczętowanych flaszkach, tzw. słupkach, po 1/ 4 litra*.
KOMENTARZ: lub 3/4 litra*, pierwsza cyfra w rękopisie nieczytelna. Za 1/4 przemawia fakt, że, jak wynika z dalszej części tekstu, „Miecha” po wypiciu flaszki nadal trzymał się na nogach. Z drugiej strony, kto wie, jakie zdrowie mieli ówcześni chłopi. Sprawa dyskusyjna.
Kowal Michał Pyclik – przezywali go „Miechą” – lubił se wypić. Jak tylko wyszedł do sieni to bul – bul – bul i „Naści Karolka !” – podał próżną flaszkę.
Mamusia sprzedawała też materiał na ubrania na jarmarku w Ślemieniu, Żywcu i Suchej.
Mieliśmy krowę Sroculę, paśliśmy ją na wspólnych pastwiskach w Łąkowie i skotni, to jest drodze polnej ale szerokiej. Nie było tam wiele trawy.
:: :: ::
Co już dobrze pamiętam, to obchód 500-lecia zwycięstwa pod Grunwaldem w roku 1910, kiedy postawiono pomnik z obrazem Królowej Jadwigi. Pomnik stoi obok kościoła. Obraz kupił ks. Józef Niemczyński. (Podczas ostatniej wojny obraz przechował Rudolf Cacak.)
Na tę uroczystość poszedłem z bratem Frankiem na ganek górnej szkoły.
Z tego ganku przy szkole oglądaliśmy pochód – banderę na koniach – ubrani po krakowsku i góralsku.
Dzisiaj to miejsce wygląda tak. Rynek w Ślemieniu:
Pomnik Królowej Jadwigi w Ślemieniu:
Obraz Królowej Jadwigi:
Inskrypcja na Pomniku:
:: :: ::
Szkoła, do której chodziłem pierwszy rok, mieściła się obok kościoła – ogrodu plebańskiego, gdzie po II wojnie dosyć długo było przedszkole.
Tatuś mój w czasie, kiedy był w domu, po przyjeździe z Ameryki a przed drugim wyjazdem, założył z innymi sklep, bibliotekę i czytelnię.
Brał udział w Przedstawieniach. Na Przedstawienia ubierał się już w domu. Brał poduszkę, wkładał pod kamizelkę.
Mój dziadek nazywał się Jan ale przezywali go „Buchanem”. A było to tak.
Mój dziadek miał chrzestnego ojca. No i ten chrzestny ociec przyszedł odwiedzić swojego chrześniaka. Jak go zobaczył, mówi do niego : „O, jaki piękny buchan!” (buchoń, znaczy, jak bochen chleba) i od tego czasu mojego dziadka nazywano „Buchanem”
Mojego ojca nazywano „Buchankiem” a nas, tj. mnie i brata już nie nazywano „Buchanami”, tylko w złości czasem ktoś przypomniał.
Nazywano nas od imienia mamusi Karoliny „Franek Karolin” i „Władek Karolin” a we wsi później Władek Golec.
Mój dziadek miał 12 morgów gruntu. Nie mogąc sobie poradzić ze spłatami braci sprzedał połowę gruntu, tj. 6 morgów i pospłacał braci.
:: Historia Józka Noworyty ::
Moja ciotka, siostra tatusiowa, służyła w Ostrawie – Gruszowie i tam nabyła sobie syna. Zostawiła go u nas mamusi na wychowanie a ona poszła do Ostrawy za mamkę. Jakiś czas chował się mały Józek ze mną razem do 5 – 6 roku.
Mamusi było trochę ciężko – swoje dzieci, sklep, pole (mieliśmy całe 6 morgów), więc mamusia doradziła ciotce dać chłopca do Mazgajów, sąsiadów mojego chrzestnego ojca. Mieli tylko jednego, już dorosłego syna, chłopiec pojechał do Prus (miał 25 – 26 lat).
Mały Noworyta chował się ładnie. Ojciec małego Józka ożenił się z ciotką. Wujek, czyli Swok, był palaczem w fabryce, ubierał się jak Pan w cylindrze.
Pochodził z Gierałtowic od Oświęcimia. Noworyta umarł podczas I wojny, mówili, że zbanioł – był tam w Czechach głód – a Józef Noworyta młody zmarł śmiercią tragiczną – przyjechał go tramwaj w Bielsku w 1953 roku, w sam dzień pogrzebu naszej mamusi.
Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, ale było tak.
W lecie mamusia była chora. Nie mieliśmy naprawdę czym ni leczyć ni sami co jeść. Była pszenica w stodole, trzeba było młócić, suszyć, mleć na żarnach i piec chleb albo kluski / prażuchy gotować.
Pojechała żona Anielka do Rybarzowic do Józka Noworyty (pisał się Golec, bo go nie przepisali).
Myślę sobie: „Krewny, pracuje, nie ma dzieci, może mi pożyczy paręset złotych, oddam w grudniu, jak nazbieram za opłatki albo z Kolędy.”
Niestety, Józek bardzo grzecznie żonę odprowadził ale pieniędzmi i nim samym rządziła jego żona Julka. Nie pożyczyli.
Kiedy mamusia moja umarła, poszedłem na pocztę nadać telegram do Bielska do szkoły, do Józka i Zosi i na zachód do bratowej i Ludwika, bratanka. Wszyscy przyjechali. Nadając telegram namyślałem się, czy posłać telegram do kuzyna Noworyty. „Nie, nie będę jeszcze telegramu opłacał, kiedyście tacy nieżyczliwi.”
No i gdyby był Noworyta przyjechał na pogrzeb, byłby uniknął śmierci. W tych samych godzinach rannych, kiedy był pogrzeb mamusi, tramwaj na kawałki, na strzępy przygniótł Józka. Telegram do nas przysłała Julka. Byłem na pogrzebie. (…)
:: :: ::
Dziadek zamarzł na śmierć, jak szedł z Andrychowa, za Łąkowką, na „Wierch Potoka”. Miał lat 50 (ur. w 1837, zmarł w 1887).
Ojciec mój miał wtedy lat 17 (ur. w 1870 a mamusia w 1876).
Dziadek umarł bez testamentu. Była taka ustawa, że jeżeli nie było testamentu, to wszystko na części spadkobiercom.
Jak moi rodzice ślub brali w 1895 w maju, długu było koło 300 reńskich, tj. koron.
Moja mamusia sprzedała na Lasie 4 morgi gruntu i pół domu siostrze i spłaciła dług.
Gdy ciotka odbierała grunt, mamusia posłała do Ameryki telegram.
Ojciec przybył pierwszym okrętem, który płynął do Europy…
:: :: ::
Koniec odcinka pierwszego.
W następnej części: Początek nauki AD 1911 i wyjazd do Ameryki.
Chcę się z Panem skontaktować poza witryną proszę o adres e-mail
jestem mieszkańcem Ślemienia
pozdrawiam Adam
Dzień dobry! Adres mailowy jak w zakładce KONTAKT:
kontakt(małpka)wlodzimierzcieslar.pl
Pozdrawiam.
Włodek